Wiesz, bywa, że błądzę po mieście i wzrokiem
Wzniesionym na moment zahaczam obloki
I pytam sam siebie, gdy patrzę tak na nie
Jak ponad parterem wygląda mieszkanie
Lecz częściej swe myśli kieruję ku ziemi
Do kostek smarkotnych i mesznych kamieni
W to miejsce, gdzie każdy ląduje na cztery
Czasami kopyta, zazwyczaj litery
Gdzie prędzej czy później, lecz w końcu sam ujrzysz
Że po to jesteśmy, ażeby tu umżyć
Bo wiem już dokładnie, gdzie zmierza nas obu
Jak wszystko co z tkanek się składa do globu
I chociaż od środka coś jeszcze nas grzeje
(To krew, krew, krwi tyle) w nas ciągle pompeje
I szary Czarnobyl (czy jeszcze pamiętasz:
Tam była i szkoła, nie tylko cementarz)
Czy teraz rozumiesz? - wystarczy jeżeli
Potrafisz uwierzyć w herozję skamielin
Tę, co w niej być może przegląda się właśnie
Bóg, który to wszystko odbiera opatrznie
I widzi być może, a może sam marzy
Jak mażę by fakty bezbłędnie kolażyć
A że mam niekiedy myślenia nawyki
O czasach tych również gdy byłem plemnikim
Dlatego się nie dziw czytając ten z listów
Że wrzucam od siebie tak wiele domychsłów
Wiesz, bywa, że błądzę
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz