– Dziewięć miesięcy – powiedział.
Dziewięć. Dokładnie tyle, ile kobieta zwykle potrzebowała, aby przygotować dziecko do życia.
– Dziewięć miesięcy – powtórzył.
Siedzieliśmy na ławce ustawionej przed jego domem. Podobno jeszcze niedawno była zielona, obecnie trudno byłoby to udowodnić. Nie patrzyliśmy sobie w oczy. Na dobrą sprawę nie widzieliśmy się już chyba od roku.
– Cztery dni w szpitalu – wydusił.
Cztery. Powtórzyłem liczbę w myślach. Jeśli miał to być kod otwierający moje usta, musiał być błędny. Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Z naszej dwójki tylko on już był ojcem.
– Chłopczyk czy dziewczynka? – zapytałem wreszcie.
– Dziewczynka – odpowiedział.
A więc jednak dziewczynka. Chociaż właściwie jakie to miało znaczenie? W ostatecznym rozrachunku prawdopodobnie żadne. Czas płynął dalej, a świat podążał z jego duchem. Tak, obecnie płeć nie miała najmniejszego znaczenia.
– To mi się nie mieści w głowie – wyjąkałem. Nie wiedziałem, jak inaczej mógłbym okazać swoje współczucie. Wyobraziłem sobie maleńką postać dziecka, drobną i delikatną, i nie byłem w stanie tego zrozumieć. To przechodziło moje, ludzkie pojęcie. – Jak to w ogóle możliwe?
Usłyszawszy pytanie spojrzał na mnie i rzekł coś, co sprawiło, że poczułem nieodpartą potrzebę, aby je powtórzyć. Odpowiedź, jaką dostałem prosto w twarz, brzmiała:
– Podobno płakało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz